„Kiedy spacerowaliśmy z przyjacielem po lesie, żeby się zrelaksować, zauważyłem dziwną fioletową strukturę w trawie, która wydawała się żywa. Podszedłem do niej, wyciągnąłem rękę i wtedy zrozumiałem, jaką tajemnicę skrywa”.

Tego dnia mój przyjaciel Marco i ja postanowiliśmy uciec od zgiełku miasta i spędzić kilka spokojnych godzin w lesie. Było wczesne popołudnie, kiedy wyruszyliśmy, zabierając tylko małą torbę z wodą i kilkoma przekąskami. Powietrze pachniało świeżo po porannym deszczu, a słońce zaczynało przedzierać się przez korony wysokich drzew. Wszystko wydawało się spokojne i ciche, dokładnie tak, jak tego pragnęliśmy. 🌿

Podążaliśmy wąską ścieżką otoczoną mchem i dzikimi kwiatami. Cichy szelest liści nad naszymi głowami mieszał się ze śpiewem ptaków, tworząc niemal hipnotyczną atmosferę. Marco opowiadał mi historię ze swojego dzieciństwa, ale w połowie przestałem słuchać. Coś w trawie przed nami przyciągnęło mój wzrok. Coś dziwnego, co nie pasowało do otoczenia.

Zamarłem. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak małe zwierzę próbujące wydostać się z ziemi. Pomyślałem, że to może być wąż, i moje ciało napięło się z instynktownego strachu. Ale kiedy przyjrzałem się uważniej, zrozumiałem, że wcale nie porusza się jak zwierzę. Jego kształt był osobliwy – długie, cienkie, fioletowe struktury unosiły się ku górze. Niepokojąco przypominały palce sięgające nieba. 🫢

– Marco – wyszeptałem, wskazując. – Widzisz to?

Podążył za moim spojrzeniem i zmarszczył brwi.
– Wygląda jak jakaś dziwna roślina – powiedział, choć w jego głosie brzmiała niepewność. – A może grzyb. Ale nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Im dłużej patrzyłem, tym bardziej czułem się nieswojo. Kształty zdawały się kołysać, nie tylko od wiatru, lecz w swoim własnym, dziwnym rytmie. Jeden z końców lekko się wygiął, jakby zapraszał nas bliżej. Dreszcz przebiegł mi po skórze.

– Myślę, że to żyje – mruknąłem.
– Nie bądź śmieszny – odparł Marco szybko, ale cofnął się krok w tył zamiast podejść bliżej.

Ciekawość była silniejsza od strachu. Uklęknąłem powoli i wyciągnąłem rękę, by tego dotknąć. Moje palce musnęły powierzchnię i wzdrygnąłem się. Była zimna i wilgotna, zupełnie inna niż jakakolwiek roślina, jakiej dotykałem. Przez chwilę miałem wrażenie, że drgnęła pod moim dotykiem. Lodowate ciarki przebiegły mi po plecach.

– To nie jest zwierzę – powiedziałem cicho – ale nie zachowuje się też jak zwykła roślina.

Marco przykucnął obok mnie, wpatrując się w to podejrzliwie. Fioletowe pędy skręcały się ku górze jak kiść rąk wyciągających się do światła. Ich kolor zmieniał się subtelnie w przyćmionym świetle, od fioletu po głęboki róż. Widok był zarazem fascynujący i niepokojący.

Staliśmy tam dłużej, niż powinniśmy, w milczeniu wpatrując się. Nagle usłyszałem coś. Było to słabe, niemal nieuchwytne – jak szept niesiony przez wiatr. To nie były słowa, nie do końca, ale niski pomruk, który zdawał się wydobywać z ziemi. 🌬️

– Słyszałeś to? – spytałem drżącym głosem.

Marco pokręcił głową, ale jego twarz zdradzała napięcie. Wiedziałem, że to nie była moja wyobraźnia. Było coś w tym dziwnym tworze, co sprawiało, że miałem wrażenie, iż jest świadome naszej obecności. Jakby nas obserwowało bez oczu.

Postanowiliśmy iść dalej, ale obraz tego nienaturalnego zjawiska nie opuszczał nas. Im głębiej wchodziliśmy w las, tym cięższa stawała się cisza. Ptaki, które wcześniej śpiewały, umilkły. Nawet wiatr zdawał się wstrzymywać oddech.

Kiedy dotarliśmy do małego strumienia i usiedliśmy, by odpocząć, wreszcie poczułem ulgę. Ale Marco wskazał za mnie, blady jak kreda. Odwróciłem się – i zamarłem ponownie.

Było tam. Kolejna kępa tych samych fioletowych, palczastych pędów wyrosła zaledwie kilka kroków dalej.

– Tego przed chwilą tu nie było – wyszeptał Marco.

Powoli skinąłem głową, gardło miałem suche. Szliśmy tędy i wiedziałem na pewno, że ziemia była pusta. A jednak ten dziwny grzyb pojawił się, jakby nas śledził.

Otoczyła nas ciężka cisza. Próbowałem przekonać siebie, że to zbieg okoliczności, ale w głębi duszy czułem, że las próbuje nam coś powiedzieć.

Bez słowa ruszyliśmy z powrotem w stronę ścieżki. Słońce zaczynało zachodzić, a cienie między drzewami wydłużały się. Każdy szelest sprawiał, że podskakiwałem. Kilka razy obejrzałem się za siebie, niemal pewien, że zobaczę fioletowe pędy wyrastające w naszych śladach.

Kiedy w końcu wyszliśmy z lasu, ogarnęła mnie fala ulgi. Nerwowo się zaśmiałem, mówiąc Marco, że może moja wyobraźnia wszystko wyolbrzymiła. On nie odpowiedział. Jego milczenie było głośniejsze niż jakiekolwiek słowa.

Tej nocy leżałem bezsennie, wspominając moment, gdy dotknąłem tej zimnej, wilgotnej powierzchni. Pamiętałem pomruk – niewyraźny, ale prawdziwy. W końcu wmówiłem sobie, że rano wszystko będzie wyglądało jak sen.

Ale poranek nie przyniósł pocieszenia. Gdy otworzyłem okno, by wpuścić świeże powietrze, zamarłem z przerażenia. W rogu naszego ogrodu, pośród trawy, pojawiło się coś fioletowego. Cienkie, palczaste gałązki wyrastały z ziemi i lekko się kołysały. 🌺

Cofnąłem się chwiejnie, serce waliło mi w piersi. Nie było wątpliwości – to było to samo, co widzieliśmy w lesie. Teraz rosło przed moim domem.

Później tego dnia przyszedł Marco. Kiedy to zobaczył, nie powiedział ani słowa. Staliśmy w milczeniu, patrząc, jak gałązki delikatnie się pochylają – jakby rozpoznawały naszą obecność.

Wtedy zrozumiałem prawdę. To nie był przypadek, że je znaleźliśmy. To nie była zwykła część lasu. W jakiś sposób wybrało właśnie nas.

I pytanie prześladuje mnie do dziś: czy to naprawdę był tylko grzyb, czy coś o wiele bardziej niebezpiecznego? Coś żywego – w sposób, którego jeszcze nie potrafimy pojąć. 😳🌌

Podobał Ci się artykuł? Podziel się ze znajomymi: