Pewnego dnia, gdy słońce jasno świeciło, postanowiłam w końcu uporządkować nasz schowek. Był pełen dziesięcioletniego kurzu, połamanych pudełek i pojemników o nieznanej zawartości — dziwnie fascynujących. Gdy zagłębiłam się dalej, mój wzrok padł na stary drewniany stolik-szafkę, ledwo widoczny za starą zasłoną.
„Dokąd to idzie?” — zapytał mój mąż, zaskoczony, gdy wyciągnęłam zakurzony, zużyty stolik — coś w nim miało niewytłumaczalny urok.
„Nie wiem, ale coś mi mówi, że to stanie się czymś pięknym” — uśmiechnęłam się.
Przyjrzał się uważnie, lekko sarkastycznie się uśmiechnął, ale potem skinął głową:
„Dobrze, spróbuję to odnowić. Ale jeśli to zrobię, jesteś mi winna codzienną kawę.” „Umowa przyjęta.”
Mój mąż pracował nad tym przez kilka dni. Delikatnie szlifował, odnowił drewno i pomalował na biało — z nutą vintage elegancji. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam rezultat, dosłownie się zakochałam. Stał się małym arcydziełem — z białą powierzchnią, błyszczącym uchwytem i pełen ciepła oraz wspomnień.
Teraz stoi w mojej sypialni, obok lampy, trzymając moje ulubione książki i filiżankę herbaty. Czasami po prostu siedzę i patrzę na niego.
„Moja mała piękna biała szafko-stolik, naprawdę zasłużyłaś na to drugie życie” — szepczę.
A mój mąż zawsze się śmieje:
„A gdzie moja kawa?”
„Już się robi, mistrzu rzemieślniku.” ☕✨